Witaj
jezeli wszedłeś na tego bloga to wiedz ze chciałem namotać kłebek banialuków i niedorzeczności nie majacych nic wspólnego z rzeczywistością. Nie udało mi się. Nie musiałem. Taka jest włoska rzeczywistość. ...lasciate ogni speranze...

sobota, 30 kwietnia 2011

Z barowego punktu widzenia.


Człowiek nie jest tylko sprawcą swoich czynów, ale przez te czyny jest zarazem w jakiś sposób „twórcą siebie samego”.
JP II

Na wszystkie sposoby patrząc, wychodzi na to że jestem z pokolenia JP II. Wybrali Papieża jak pisałem pracę domową do szkoły na polski.No i potem życie równolegle z pontyfikatem, moja pierwsza córka urodziła się kiedy zmarł.
Wchodzę do toskańskiego baru, zresztą zupełnie przypadkowego na kilka dni przed uroczystościami w Rzymie. W telewizji dumnie kroczą mali chórzyści uświetniający uroczystość ślubu księcia w Londynie. Bar prawie pusty,kilku przygodnych pobieraczy kawy i białego przedobiedniego wina. Dyskusja barowa schodzi na kilka emerytek które od rana zapowiedziały honorową straż przy telewizorach w celu obejrzenia szczegółów ślubu.Barman odrywa się od facebooka, serwuje aperitivo następnemu wchodzącemu.
- Ba! Komentuje amator białego frizzante - co może obchodzić Włocha jakiś ślub w Londynie? Co nowego poza tym?- rzuca do barmana.
- Norma - znudzonym głosem relacjonuje barman zmuszony widać oglądaniem imperialnych uroczystośći z dalekiej wyspy od rana. - Trzesienie w Japonii,tsunami na Sumatrze, aaa jeszcze święto w Vaticano.
No faktycznie, tłum będzie - Podejmują rozmówcy. - ciekawe że termin wybrali własnie wtedy kiedy na 1 maja na koncerty organizowane z tej okazji zjeżdża już i tak z półtorej miliona do Rzymu.
- Fakt Rzym jet i tak zablokowany normalnym ruchem, a tu jeszcze młodzież na koncerty i tysiące pielgrzymów - komentuje jakiś obcy z wyraźnym rzymskim akcentem.
Na moją nieśmiałą uwagę że pewnie Watykan takie rzeczy ustalał z urzędem miasta Rzymu, starszy już robotnik rechocze.
- Aha, bo to jakaś nowość, od 40 lat Rzym organizuje 10-tki koncertów na Święto Pracy i zawsze są problemy z tłumami zjeżdżającymi na te festy - macha ręką.- Vaticano!
No cóż, punkt widzenia zapewne polskim pielgrzymom nieznany.
Sobota - dzień napływu pielgrzymów.Napływ pielgrzymów albo raczej przepływ, obserwuję zwykle w supermarkecie, duży ruch, ludzie mówiący po polsku, wielkie wózki wypełnione po brzegi winem i pokrewnymi produktami. - Wycieczka?Pytam zwykle żeby coś zagaić po polsku.- Nie , pielgrzymka!- odpowiadają dumnie wypinając pierś rodacy.
Tym razem jest inaczej. Mieszkam niedaleko jednego ze zjazdów z autostrady, małe miasteczko, jakiś VI w.p.n.e. , piekna katedra zbudowana w całości z rozebranych budynków etruskich i rzymskich. Przed południem z otwartych drzwi bucha śpiew, zaglądam - po polsku! Kilka pobieznych rozmów, ludzie nawet z maluchami, będą dziś mieć czuwanie w Circo Massimo i już zostaną na placu. Po mszy pełzną ochoczo do autokarów. Rozmawiam jeszcze z księdzem spotkanym na placu.
- Ja to właściwie bym nie jechał, Rzym znam, studiowałem.Nie ma to dla mnie jakiegoś wielkiego znaczenia żeby tam , na placu. Ale chcieli koniecznie opiekuna to pojechałem.
Świeżo poznana 5-latka żegna się z moją 6 -letnią córką.Powiew Polski, zawsze ciekawy.

Brak komentarzy: