Witaj
jezeli wszedłeś na tego bloga to wiedz ze chciałem namotać kłebek banialuków i niedorzeczności nie majacych nic wspólnego z rzeczywistością. Nie udało mi się. Nie musiałem. Taka jest włoska rzeczywistość. ...lasciate ogni speranze...

piątek, 19 sierpnia 2011

Siedzę z córą w bibliotece komunalnej antycznego miasta Clusium. W dziale dla dzieci. Książek może ze 100, no może 200 ale wątpię. Grzebiemy w albumowych wydaniach Przybliżaczy Wiedzy wydanych przez D’Agostino. Trochę Harrego Pottera, jakieś dziwaczne bajki, Pinokio nie ma.
Na półce 6 –latków ze 25 pozycji. Smerfy, jakieś baśnie. Zastanawiam się gdzie podziali te wszystkie śródziemnomorskie legendy, mroczne opowieści z górskich wiosek czy choćby kwiatkowe historie o św. Franciszku. Na półce dydaktycznej natrafiam na świetne naprawdę pomysły np. jak zrobić własną, spersonalizowaną, oryginalną okładkę do zeszytu.
Robie małą symulację przyszłości i zaczynam pękać. Nie wiem czy dam radę rzucic córe na bój ze wszystkimi pierwszakami które przyjdą zbrojne w różowo-srebrzyste Hello Kitty, kolorowe Winxy czy w najgorszym razie jaskrawożółte Kubusie. Aha, i kolorowe Księżniczki oczywiście. Totalne zgorszenie i odrzucenie np. wzorów z aktualnie pogardzanej ( na rzecz innej nowszej) bajki przerabiałem już w przedszkolu. Lobby monotematycznych fanów herosów TV i fali ich wszechogarniających gadżetów ustala trendy. Od przedszkola. Nieważne są antyczne korzenie, ważne jest DZIŚ. Pytanie czy będzie choć trochę nasze?