Witaj
jezeli wszedłeś na tego bloga to wiedz ze chciałem namotać kłebek banialuków i niedorzeczności nie majacych nic wspólnego z rzeczywistością. Nie udało mi się. Nie musiałem. Taka jest włoska rzeczywistość. ...lasciate ogni speranze...

sobota, 24 września 2011

Kawa a sprawa

Jakoś zupełnie nie mogę przełknąć kawy w łomocie perkusji dochodzącej z ogródka obok. Łomot uzasadniony bo ogródek jest na tarasie w murach miasteczka sprzed 6 w.pn.e. a panują w nim właśnie dni wina czyli święto Bachusa. Wychodzę do baru na kawę a tutaj znów łomot! Co prawda inny, polityczny. Na ostatniej dyskusji w zamkniętym gronie władz miasta Cetona główny działacz lewicy przyłożywszy pod oko szefowi frakcji prawicy! A myślałem że tylko w ukraińskim i słoweńskim parlamencie się zdarza.I pomyśleć że niedawno pisałem że Włosi cały temperament w kuchni zużywają. A tu taka niespodzianka.Capo prawicy poleżał dla zasady tydzień w miejscowym szpitalu (który powstał z pomysłu lewicy) i jak pisze lokalny brukowiec - ustalono datę procesu z włoskim zapałem jurysdykcji , na styczeń.
Kawę piję już na spokojnie patrząc na wielkie plakacisko które informuje ze wieczorem nie będę mógł przejść ulica bo pod moimi drzwiami na rozlicznych stołach spożywać będzie się kolację "z wozu". Ach czegóż tam nie bedzie - risotto z winogronami i kiełbachą, szaszłyki z winogronami, przysmak winogrodnika i tak dalej i tak dalej...
Włoski poranek zamyka uwaga komentująca propozycję jednego z polityków.Generalnie zbiera się to w całość typu - emigranci doprowadzili nas do dna, teraz musimy opodatkować kazde pieniądze jakie wysyłają do domu żeby odzyskać swoje!Tak grzmi włoski głos parlamentarny!No cóż, spalenia Rzymu winni byli Żydzi,a kryzysu w Italii...
Pozdrawiam

Brak komentarzy: